środa, 11 kwietnia 2012

Czy wygrywasz czy nie, zawsze ja kocham Cię!




Nie lubię piłki nożnej, gdybym nie musiała to proszę mi uwierzyć, że prócz wypocin naszej reprezentacji pewnie nic innego bym już nie obejrzała. Biało-czerwonych oglądam, bo to w końcu nasz narodowy obowiązek

Piłka w grze.
Niedzielne popołudnie. Niewielkie trybuny stadionu przy ulicy Szkolnej w Niedomicach zaczynają powoli się wypełniać. Dziś nie byle jaki mecz, trudny przeciwnik – słychać z tłumu. „Ale nasi sobie poradzą”- zapewnia ktoś inny. Nowy trener, odmłodzony skład, co by sobie nie dali rady.
Po pięciu minutach moja uwaga zaczyna skupiać się na czymś zupełnie innym niż zieleń murawy, piłka, 20 mężczyzn, którzy ganiają za nią z pełnym poświeceniem, zapałem i pasją oraz tych 2 samotnych, stojących na końcu boiska. Wiele można by pisać o wspaniałej trawie na niedomickim stadionie-dumie gminy Żabno, o nowych strojach drużyny z dużym logo lokalnego sponsora czy samej drużynie. Jednak to sobie podaruję. O wiele ciekawsze okazuje się nie to co na boisku, lecz to co na trybunach. Ba, nawet nie co, tylko kto.

Pierwszy gwizdek.
Gdyby nie oni  (i oczywiście pieniądze) ten sport dawno by upadł. Kibice. Zawsze wierni, zawsze oddani, do końca wierzący w zwycięstwo swojej ukochanej drużyny. Bardzo kreatywna grupa społeczna, nikt tak jak oni nie potrafi wymyślać okrzyków dopingujących swoich i piosenek obrażających drużynę przeciwną. Znam nawet kilka takich, ale nie wypada mi ich cytować.
Sędzia rozpoczyna mecz. Piłka w grze. Co raz więcej ludzi zbiera się na trybunach. Przychodzą „oldboye”- panowie, którzy w latach swojej młodości zdarli niejedną parę korków na murawie. Ci, dyskutują nad taktyką, jak młody powinien kopnąć, jak odebrać. Oczywiście oni sami zrobiliby to najlepiej.
-Jak można było tego nie kopnąć – krzyczy pan pod wąsem.
- Czemu Kowalski tego nie odebrał? – zastanawia się inny.
-  To było dośrodkowanie? Ja to bym już 5 razy strzelił! – zapewnia pan Jerzy po pięćdziesiątce.
Młodzi piłkarze nie mają łatwego życia, „oldboye” stawiają wysoko poprzeczkę. To często ich ojcowie, wujkowie a nawet dziadkowie.
25 minuta i piwko pod chmurką.
Lokalne rozgrywki mają swój urok. Bilet kosztuje 5 złotych, młodzież, kobiety i dzieci wchodzą za darmo. Na wsi, gdzie w zasadzie nie ma innych rozrywek, taki mecz jest wspaniałą okazją do spotkania się ze znajomymi.Ładna pogoda, grupa znajomych i piwko w plenerze. Nic dodać, nic ująć. Wspaniały sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia. Kibiców Unii Niedomice nie obchodzą żadne zakazy stadionowe czy zmieniające się przepisy dotyczące picia alkoholu na stadionach. Przecież to prawie tradycja! Dymek i piwko pod chmurką. Bądźmy szczerzy, kto tutaj ich sprawdzi? Piją starsi, piją młodzi. Ci drudzy bardziej się muszą z tym ukrywać. Przecież sąsiad może zobaczyć, już nie wspominając o ojcu, dziadku czy starszym bracie który gdzieś tam siedzi i ogląda mecz. To tutaj toczy się życie towarzyskie niewielkiej miejscowości. Zawiązują się nowe znajomości. Rozwiązują konflikty i waśnie.Za mną stoi bezrobotny rzeźnik Waldek, lubi sobie czasami wychylić. Koło niego niepozorny, szczupły, wysoki, mówią na niego Jaszczur. To pewnie od wyrazu twarzy i lekkiego zeza. Coś jest między nimi nie tak, Waldek pokazuje jakieś sms-y. Ma pretensje o to, że ten drugi coś komuś, kiedyś powiedział, a to plotki. Jaszczur się tłumaczy i to dość długo. W końcu panowie podają sobie ręce na zgodę.
Stadion w Niedomicach to również miejsce westchnień nie jednej młodej dziewczyny. Nie ma ich za wiele na trybunach. Stałą bywalczynią jest Magda, akurat ta ogląda swojego brata. Jej ojciec jest prezesem klubu. Przychodzi, bo lubi. Tak przynajmniej mówi mi Krzysztof-jeden z zawodników. Jest jeszcze inna grupa dziewcząt. Nazywam je złośliwie „niuniami”. Te stroją się przed wyjściem na wieś. Lekko kiczowaty makijaż i strój pokazujący różne walory to ich znak rozpoznawczy. Chcą się pokazać, trochę poszpanować, poprzeklinać i popatrzeć na piłkarzy. Niektórzy z nich to przecież niezłe „ciacha”.

45 minuta – upragniona przerwa

      Tak emocjonująca rozgrywka wymaga przerwy. Zmęczeni piłkarze udają się pod budkę „gospodarzy” by ustalić dalszy plan działania i taktykę gry. Odpoczywają również zmęczone gardła kibiców. Ileż można krzyczeć? To czas kiedy młodzi i starzy udają się pielgrzymkami do „Biedronki” a teraz „ Delikatesów Wieczorek” po uzupełnienie zapasów. Po oddanym kibicowaniu należy się puszka piwa dla spragnionego gardła czy paczka chipsów dla młodszych. Nerwy oraz częstowanie kolegów sprawiają, że papierosy znikają szybciej.
      Wstaję z ławki aby rozprostować kości. Panowie obok mnie również. Teraz przynajmniej nie leci na mnie dym papierosowy, który nieprzyjemnie drażni nos i oczy. Bierne palenie jest bardziej szkodliwe niż to czynne, czy oni o tym nie wiedzą ?
       Dyskusje raczej nie ustają. Wręcz przeciwnie, przybierają na sile wraz z ilością alkoholu we krwi. Gwizdki, przerwy, faule i inne tego typu zdarzenia nie przeszkadzają jedynie grupce dzieci, która gra w nogę nie gorzej od seniorów na boisku. 

Druga połowa
        Sędzia rozpoczyna drugą połowę. Zauważam po kilku spotkaniach, że to nie jest łatwy zawód. Ciągle obelgi, wyzwiska. „Sędzia! Ślepy jesteś!” „Sędzia ...” tego też nie dokończę. Kibice nie znają litości dla tego, który sędziuje źle dla ich ukochanej drużyny. O ile jego decyzje są po stronie Unii, o tyle jest dobry, wspaniały i sprawiedliwy. Wystarczy jednak jedno nieprzychylne rozstrzygnięcie, a na biednego sędziego wylewa się wiadro pomyj i strąca z piedestału. Patrzę nerwowo na zegarek. Jeszcze 35 minut. O 35 minut za dużo.
        W końcu pada upragniona bramka! Gol! Gol! Gol! Wcale nie był spalony! Kibice zrywają się z krzesełek, rozmowy milkną, radość panuje na boisku oraz na trybunach. Nagle ten, który grał najgorzej i biegał tak, jakby miał zaraz połamać sobie nogi, staje się bohaterem meczu.

90. minuta
        Gwizdek sędziego ogłasza koniec gry. To czas na podsumowanie meczu. Kto grał dobrze, kto sobie nie radził, kogo nie powinien wystawiać i dlaczego tak mało bramek. Wszyscy powoli udają się do swoich domów. Ci, z bloków mają najbliżej, idą spacerkiem. Kibice drużyny przeciwnej spokojnie spacerują w stronę parkingu. A ja? Ja powoli idę na drugi parking przed stadionem z poczuciem straconych 105 minut z mojego życia. Siadam za kierownicą. Mam jeszcze trochę czasu. Koło mnie stoi tajemnicze niebieskie Volvo. A w nim (jak się potem okazało) grupa najwierniejszych kibiców Unii Niedomice w wieku 60+. Czterech panów zgrabnie wsiada na tylne siedzenie, dwóch do przodu, jeden na zewnątrz. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby stał na czatach. Myślę sobie, że pewnie dyskutują dalej o meczu, życiu i śmierci. Trochę się mylę. Panowie zza pazuchy wyciągają połówkę "Żołądkowej Gorzkiej de Luxe" i w najlepsze rozpoczynają konsumpcję. Na jedną nóżkę, na drugą nóżkę, na lepsze trawienie. Gdy kolejka się kończy, panowie zaczynają się rozchodzić. Dwóch z tyłu wysiada z pełną gracją udając się do czarnego, rozklekotanego Opla. Mężczyzna, który jeszcze 5 minut temu wychylał kieliszek, odpala samochód i jak gdyby nigdy nic odjeżdża. Kierowca niebieskiego volvo – znany w całych Niedomicach, ma trochę większe trudności w odpaleniu pojazdu. Modlę się tylko, żeby nie poprosił mnie o pomoc. Przecież bym mu nie pomogła! Raz, drugi, trzeci maszyna odpaliła. Jedynka, kierunkowskaz i panowie powoli włączają się do ruchu. 


         Na boisku nie ma już nikogo. Nawet dzieci rozeszły się już do domów. Gospodarz boiska ściąga jeszcze siatki z bramek i zbiera piłki. Następny mecz dopiero za 2 tygodnie. Oby wygrali, a jeśli nawet rozgrywka zakończy się porażką, kibice zaśpiewają: "Czy wygrywasz czy nie, zawsze ja kocham Cię i na zawsze w sercu mym, Unia Niedomice i tylko Ty!".