poniedziałek, 5 marca 2012

Karola w Krainie Czarów i Witold Zły

Teraz mała próbka moich literackich (powiedzmy) zdolności. Tekst napisałam na zajęcia red. Witoldem Gadowskim.

Karola w Krainie Czarów i Witold Zły

"Co za uroczy dzień!" - pomyślała Karolina, wyglądając przez okno. Wieje, leje a staruszki w zatłoczonej 8 bardziej agresywne niż zwykle. Tradycyjnie na środku tramwaju, przy samiuteńkich drzwiach stoi stadko kleryków. Jednak tego dnia głowa bohaterki była zajęta czymś innym. Zaraz za przepisem na obiad, kłębiły się pomysły na jakieś durne opowiadanie zadane przez Gadowskiego. O ironio! Miało zaciekawić ludzi przez 3 minuty - mission impossible. Przez 10 minut, od przystanku Filharmonia do Urzędniczej, myślała czym by tu zaciekawić znudzonego wykładowcę oraz swoich braci w niedoli, którzy przez ostatni tydzień pewnie myśleli o tym samym.
-Alkohol? Nieee, bo o czym niby? O różowym "Fresco"? Szkodliwej "Kadarce"? Odpada.
Bohaterka tak się zmęczyła tym myśleniem, że zasnęła. I w tym momencie, jakimś dziwnym trafem znalazła się w bajkowym królestwie. Jeszcze trochę zaspana przeczytała półgłosem : "GADOGRÓD".
-Co to ma być do jasnej cholery !? Rozejrzawszy się dookoła, spostrzegła ogromną ilość gazet oraz portretów panującego.
-Witold Zły- przeczytała. - No, niezły ten Witold... Groźny taki ...
Przez chwilę błądziła po ogrodzie śledczym, aż spotkała spacerującą fioletową kozę.
- Eee witaj kozo! Gdzie ja jestem? - zapytała trochę nieśmiało Karolina.
-Jak to gdzie?! w królestwie Witolda Złego!
- Że co?- pomyślała bohaterka, drążąc dalej. - A to ten Witold taki zły?
-Tak, tak !- krzyczała koza- męczy swoich podwładnych dziwnymi zadaniami.
- To znaczy?
-Ostatnio kazał mi obserwować inne zwierzęta w królestwie, a potem musiałam potwierdzić swoje przypuszczenia i obserwacje pytając śledzone przeze mnie osobniki czy dane są prawdziwe ... - żaliła się koza.
- A to artysta- pomruczała pod nosem Karolina.
- Tobie też coś wymyśli, zobaczysz - zagroziła koza.
Nie minęły 2 minuty, a przed nią dumnie pojawił się on - panujący Gadogrodem,Witold Zły.
Nie wdając się w żadne dyskusje rozkazał bohaterce:
-Za bezprawne wtargnięcie na teren mojego królestwa zostaniesz ukarana! Widzisz tych znudzonych rycerzy? Masz im wymyślić takie opowiadanie, które ich zainteresuje i zostaną przez 3 minuty w komnacie.
-Paranoja! To jakaś paranoja! Nie !! Nie będę, nie będę - krzyczała Karolina.
Nagle... otworzyła oczy a przed nią siedziała przerażona staruszka gotowa dzwonić już do Kobierzyna.
- Eee ... przepraszam.... - wymamrotała zmieszana.
Dzięki Bogu, że to już Urzędnicza.

Koniec

piątek, 2 marca 2012

zasada nr 1: nie rozśmieszać Szpilskiego podczas trzymania sztangi nad szyją

Tak, to bardzo ważna zasada. Dlaczego nie wolno rozśmieszać Krzysztofa? Z prostego powodu, sztanga najzwyczajniej na świecie może mu spaść na szyję. A ja, z moją tężyzną i siłą, 60 kilo nie podniosę.

Krzysztof od dłuższego czasu ćwiczy. Dość ostro. Dzisiaj postanowił wziąć mnie ze sobą na siłownię. Nie mogłam odmówić, w końcu te wysiłki chyba w jakimś stopniu są dla mnie. Przynajmniej ja tak myślę.

  "Siłownia" brzmi poważnie, prawda? Owe pomieszczenie do tortur fizycznych wcale nie musi znajdować się w wypasionym, szpanerskim klubie fitness i kosztować krocie, żeby spełniało swoje podstawowe zadanie. Wystarczy zrobiona przez siebie (!) ławeczka do brzuszków - ten przyrząd najbardziej mnie przeraża. Jak można leżeć głową w dół i jeszcze się podnosić!? Aż taką sadomasochistką nie jestem.
Drugim przyrządem domowej roboty jest ławka do podnoszenia ciężarów. Cóż, dla mnie, kobiety może nie najmniejszej aczkolwiek słabej okrutnie, owa ławeczka służyła do siedzenia i patrzenia ( lub jak kto woli paczenia).
Nie powiem, nie powiem, że wysiłkiem się brzydzę. Żeby zadbać o swoje mięśnie :D chodziłam nawet na fitness oraz siłownię z niejaką Katarzyną M. Jednak teraz czuję, że czeka mnie jeszcze lepszy fitness, w dodatku połączony z podnoszeniem ciężarów... wracam do pracy w antykwariacie !