Teraz coś na lekko :) Piszemy kreatywnie na zajęciach z Creative writing z red. Markiem Mikosem :)
Moje drogie dzieci. Opowiem Wam historię niezwykłą,
czarodziejską, magiczną ze szczyptą realizmu.
A rzecz działa się dawno, dawno
temu, ale nie tak całkiem dawno, za Niziną Mazowiecką, za Wyżyną Małopolską, za
Łysicą i za Wisłą. Dobra, bez przesady z tym wstępem. To może od początku,
dokładnie
5 lat temu z dalekiej północy, z miejsca gdzie wytwarzają okna,
zdarzają się cuda i produkują najzdrowsze jogurty, z miejscowości gdzie
mieszkańcy przeganiają świadków Jehowy krzyżami, z krainy mroźnej i tak
odległej, że już chyba dalej nie można było mieszkać przyjechała do stolicy
Małopolski księżniczka Katarzyna. Niczym królowa śniegu przywiozła ze sobą lód
i chłód, który skutecznie rozwiewał unoszący się nad Krakowem smog. Rydwanu
zaprzęgniętego w białe niedźwiedzie nie miała, za to musiała jej wystarczyć
Honda księcia Macieja herbu Żuk, który zakochany był na zabój w Kasi o
nieziemskiej urodzie.
Księżniczka Katarzyna nie
przyjechała do Krakowa ot tak, od urodzenia wiedziała bowiem, że jest to
miejsce przeznaczone dla niej – dziedziczki, w której żyłach płynie błękitna
krew, szlachetnie urodzonej damy, której ciasno było w sokólskich włościach.
Nie wystarczało jej hodowanie jeży europejskich i truskawek. Ona czuła całą
sobą, że potrzebuje przestrzeni i warunków godnych księżniczki, a nie ma chyba
piękniejszego miasta niż Kraków. Tak więc, spakowała swoje szpilki, suknie,
zapas czekolady i mięsa, i postanowiła podbić gród Kraka. Nie było to proste.
Ale nasza dzielna bohaterka od zawsze stawiała sobie ambitne cele. Wiedziała,
że jest skazana na sukces.
Pewnego słonecznego dnia, kiedy
jesień na dobre zagościła w parkach, kolorowe liście spadały z drzew, a
zakochane pary nuciły „Czerwoną jarzębinę” księżniczka Katarzyna powiedziała do
wybranka swego serca:
-Ach, tak ciasno mi w tym moim mieszkanku, komnaty takie
małe, buty wypadają, suknie się nie mieszczą i tańczyć nie ma gdzie. Maćku zrób
coś! Ani służby, ani dziedzińca porządnego nie mam! Jak żyć?!- powiedziała
rozżalona.
-Kasiu, co ja mam zrobić? Wawel Ci wykupić?-odpowiedział
zrezygnowany Maciej
W tym momencie nad
głową Katarzyny zaświeciła się lampka. Zrobiła dobrze znaną Maćkowi minę
wesołej 3-latki, która zaraz dostanie wymarzoną lalkę.
-Wawel? Wawel! Tak, tak to miejsce najlepsze dla
księżniczki!
Jak powiedziała, tak zrobiła. W pierwszej kolejności musiała
jakoś załatwić pozwolenie na zamieszkanie na Zamku. Reszta to już nie problem.
Ikea była niedaleko, więc gdy będzie już tam mieszkać urządzi sobie po swojemu.
Udała się więc, do Urzędu Miasta Krakowa. W końcu chciała pokojowo załatwić tę
sprawę. Jednak spotkała się tam z bardzo niemiłą obsługą pań urzędniczek. Kiedy
po odejściu od dwudziestego okienka, usłyszała:
-Pani jest nienormalna, zamkniemy panią w Kobierzynie-miarka
się przebrała.
-Ja ? Ja nienormalna? A pani jest głupia i brzydka, jeszcze
będziesz sprzątać moje komnaty! – i wyszła, a wszyscy wraz z prezydentem Majchorwskim zadrżeli na samą myśl pracy
jako sprzątaczek na zamku Kasi, która rozwścieczona tupała nogami, rzucając
kasztanami w Magistrat.
-Banda wariatów, nic załatwić się nie da, ja im dam!-
myślała jadąc zatłoczoną 10-tką.
Kiedy tylko weszła do mieszkania
odpaliła laptopa i w google wpisała hasło: mikstury, wróżki i magiczne
zaklęcia. W pierwszych sponsorowanych linkach przeczytała: „Wiedźma Karolina
rozwiąże każdy problem. Załatwi Zamek na Wawelu, zamieni urzędników w żaby”
-Ha! To jest to! Dzwonimy! Maciej, szykuj karocę jedziemy!
Nie minęło 15 minut, gdy dotarli do chatki na kurzej łapce.
To tam Katarzyna miała zaleźć receptę na swoje bolączki. Gdy zobaczyła Wiedźmę
Karolinę przestraszyła się, ale chęć mieszkania na zamku była silniejsza niż
strach.
-Co Cię sprowadza moje drogie dziecko? – powiedziała
ochrypłym głosem wiedźma. Głos, faktycznie był straszny, Kasia zastanawiała się
czy to taki atrybut czarownic czy może zbyt duża ilość Kadarki i Mallboro.
Drżącym głosem opowiedziała jakie ma plany i marzenia, jak
strasznie zachowały się urzędniczki z UMK. Wiedźma pomyślała, pomamrotała coś
pod nosem i powiedziała.
- Dobrze moje dziecko, coś się da zrobić, ale nie za darmo. Przygotuję Ci miksturę, dzięki której każdy kto stanie na twojej drodze zamieni się w posłuszną żabę. Ale mam jeden warunek: nigdy w życiu nie będziesz mogła jeść mięsa i czekolady! Jeżeli nie uda Ci się wytrzymać, czar pryśnie!
- Dobrze moje dziecko, coś się da zrobić, ale nie za darmo. Przygotuję Ci miksturę, dzięki której każdy kto stanie na twojej drodze zamieni się w posłuszną żabę. Ale mam jeden warunek: nigdy w życiu nie będziesz mogła jeść mięsa i czekolady! Jeżeli nie uda Ci się wytrzymać, czar pryśnie!
Kasia zamarła, wizja życia bez dwóch, podstawowych
składników jej diety sprawiała, że było jej słabo. Jednak wizja Wawelu przed oczyma, popychała ją do oddania
duszy diabłu za komnaty.
-Dobra, zgoda!- krzyknęła.
Czarownica zaczęła szykować miksturę.
-Oko żaby, jad żmii, denaturat, Apap, Cola Light, Redbul, Czis z maca, zamieszać, zagotować, dodać curry i gotowe. Proszę, jeżeli kogoś
tym popsikasz, albo dasz do wypicia to zamieni się w żabę i zrobi co zechcesz.
Kasia podziękowała i pojechała prosto na Wawel. Teraz już
nikt nie mógł jej powstrzymać! Kiedy bardzo szybko postarała się o grono
posłusznych poddanych na wzgórzu, postanowiła rozprawić się z wrednymi
urzędniczkami. Jak można się domyślić nikt nie miał szans w starciu z miksturą
wiedźmy Karoliny.
Szczęśliwa księżniczka Katarzyna przeniosła cały swój
majątek do Zamku. Była tak rozpromieniona! Jej oczy błyszczały jakby miała
gorączkę, albo wypiła ciut za dużo. W końcu tyle przestrzeni, miejsca na balety,
przechadzające się jeże, buty i inne bibeloty. Tyle radości! Aby święcić swój
triumf postanowiła zaprosić brata Ireneusza, który również podbijał w tym
czasie Białystok, koleżanki ze studiów, znajomych, a także z grzeczności
czarownicę Karolinę.
Impreza trwała w najlepsze, w
Sali Senatorskiej można było słuchać hip hopu, w Sali Poselskiej zaś oglądać
balet, natomiast w Salonie Wielkorządcy goście mogli raczyć się jadłem i
napitkiem. Księżniczka Katarzyna delikatnie mówiąc poszalała z alkoholem. Bacardi,
które wypiła szumiało w głowie. Tańczyła, śpiewała, skakała i rozkazywała
żabom. Te pokornie wykonywały wszystkie rozkazy. Gdy już wypiła wszystko co
miała na stole, przypomniała sobie, że w barku została jeszcze jedna butelka,
jednak była tak pijana, że nie mogła iść po nią sama. Rozkazała więc żabie.
-Żabo, rozkazuję Ci iść po butelkę rumu. W barku będą dwie,
weź tę czerwoną, nie zieloną! Pamiętaj, czerwona butelka!!
Żaba grzecznie poszła po trunek. Zapomniała jednak
powiedzieć księżniczce, że jest daltonistką. Wzięła pierwszą lepszą z brzegu i
zadowolona maszerowała do Kasi. Oj, biedna księżniczka, gdyby nie była na takim
rauszu, zapewne zauważyłaby, że butelka nie jest czerwona, tylko zielona, a
ciecz, którą pije to nie pyszne Bacardi tylko mikstura do zamieniania ludzi w
żaby.
Po 10 sekundach Kasia zaczęła wesoło kumkać. Nikt
nie widział, co się stało z naszą bohaterką. Gdy impreza się skończyła, a
towarzystwo wytrzeźwiało wszyscy zaczęli szukać księżniczki. Jednak ta
przepadła jak kamień w wodę. Kiedy Maciej biegał zrozpaczony po całym zamku
Kasia machała zielonymi nóżkami, z czerwonymi szpilkami siedząc wesoło nad
brzegiem Wisły. Było jej wszystko jedno. Cieszyła się jednak, bo na spokojnie
mogła zajadać się mięskiem i czekoladą.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz