wtorek, 22 października 2013

Księżniczka Kasia na żabich udkach

Teraz coś na lekko :) Piszemy kreatywnie na zajęciach z Creative writing z red. Markiem Mikosem :)


Moje drogie dzieci. Opowiem Wam historię niezwykłą, czarodziejską, magiczną ze szczyptą realizmu. 
A rzecz działa się dawno, dawno temu, ale nie tak całkiem dawno, za Niziną Mazowiecką, za Wyżyną Małopolską, za Łysicą i za Wisłą. Dobra, bez przesady z tym wstępem. To może od początku, dokładnie 
5 lat temu z dalekiej północy, z miejsca gdzie wytwarzają okna, zdarzają się cuda i produkują najzdrowsze jogurty, z miejscowości gdzie mieszkańcy przeganiają świadków Jehowy krzyżami, z krainy mroźnej i tak odległej, że już chyba dalej nie można było mieszkać przyjechała do stolicy Małopolski księżniczka Katarzyna. Niczym królowa śniegu przywiozła ze sobą lód i chłód, który skutecznie rozwiewał unoszący się nad Krakowem smog. Rydwanu zaprzęgniętego w białe niedźwiedzie nie miała, za to musiała jej wystarczyć Honda księcia Macieja herbu Żuk, który zakochany był na zabój w Kasi o nieziemskiej urodzie.
Księżniczka Katarzyna nie przyjechała do Krakowa ot tak, od urodzenia wiedziała bowiem, że jest to miejsce przeznaczone dla niej – dziedziczki, w której żyłach płynie błękitna krew, szlachetnie urodzonej damy, której ciasno było w sokólskich włościach. Nie wystarczało jej hodowanie jeży europejskich i truskawek. Ona czuła całą sobą, że potrzebuje przestrzeni i warunków godnych księżniczki, a nie ma chyba piękniejszego miasta niż Kraków. Tak więc, spakowała swoje szpilki, suknie, zapas czekolady i mięsa, i postanowiła podbić gród Kraka. Nie było to proste. Ale nasza dzielna bohaterka od zawsze stawiała sobie ambitne cele. Wiedziała, że jest skazana na sukces.
Pewnego słonecznego dnia, kiedy jesień na dobre zagościła w parkach, kolorowe liście spadały z drzew, a zakochane pary nuciły „Czerwoną jarzębinę” księżniczka Katarzyna powiedziała do wybranka swego serca:
-Ach, tak ciasno mi w tym moim mieszkanku, komnaty takie małe, buty wypadają, suknie się nie mieszczą i tańczyć nie ma gdzie. Maćku zrób coś! Ani służby, ani dziedzińca porządnego nie mam! Jak żyć?!- powiedziała rozżalona.
-Kasiu, co ja mam zrobić? Wawel Ci wykupić?-odpowiedział zrezygnowany Maciej
 W tym momencie nad głową Katarzyny zaświeciła się lampka. Zrobiła dobrze znaną Maćkowi minę wesołej 3-latki, która zaraz dostanie wymarzoną lalkę.
-Wawel? Wawel! Tak, tak to miejsce najlepsze dla księżniczki!
Jak powiedziała, tak zrobiła. W pierwszej kolejności musiała jakoś załatwić pozwolenie na zamieszkanie na Zamku. Reszta to już nie problem. Ikea była niedaleko, więc gdy będzie już tam mieszkać urządzi sobie po swojemu. Udała się więc, do Urzędu Miasta Krakowa. W końcu chciała pokojowo załatwić tę sprawę. Jednak spotkała się tam z bardzo niemiłą obsługą pań urzędniczek. Kiedy po odejściu od dwudziestego okienka, usłyszała:
-Pani jest nienormalna, zamkniemy panią w Kobierzynie-miarka się przebrała.
-Ja ? Ja nienormalna? A pani jest głupia i brzydka, jeszcze będziesz sprzątać moje komnaty! – i wyszła, a wszyscy wraz z prezydentem  Majchorwskim zadrżeli na samą myśl pracy jako sprzątaczek na zamku Kasi, która rozwścieczona tupała nogami, rzucając kasztanami w Magistrat.
-Banda wariatów, nic załatwić się nie da, ja im dam!- myślała jadąc zatłoczoną 10-tką.
Kiedy tylko weszła do mieszkania odpaliła laptopa i w google wpisała hasło: mikstury, wróżki i magiczne zaklęcia. W pierwszych sponsorowanych linkach przeczytała: „Wiedźma Karolina rozwiąże każdy problem. Załatwi Zamek na Wawelu, zamieni urzędników w żaby”
-Ha! To jest to! Dzwonimy! Maciej, szykuj karocę jedziemy!
Nie minęło 15 minut, gdy dotarli do chatki na kurzej łapce. To tam Katarzyna miała zaleźć receptę na swoje bolączki. Gdy zobaczyła Wiedźmę Karolinę przestraszyła się, ale chęć mieszkania na zamku była silniejsza niż strach.
-Co Cię sprowadza moje drogie dziecko? – powiedziała ochrypłym głosem wiedźma. Głos, faktycznie był straszny, Kasia zastanawiała się czy to taki atrybut czarownic czy może zbyt duża ilość Kadarki i Mallboro.
Drżącym głosem opowiedziała jakie ma plany i marzenia, jak strasznie zachowały się urzędniczki z UMK. Wiedźma pomyślała, pomamrotała coś pod nosem i powiedziała.
- Dobrze moje dziecko, coś się da zrobić, ale nie za darmo. Przygotuję Ci miksturę, dzięki której każdy kto stanie na twojej drodze zamieni się w posłuszną żabę. Ale mam jeden warunek: nigdy w życiu nie będziesz mogła jeść mięsa i czekolady! Jeżeli nie uda Ci się wytrzymać, czar pryśnie!
Kasia zamarła, wizja życia bez dwóch, podstawowych składników jej diety sprawiała, że było jej słabo. Jednak wizja  Wawelu przed oczyma, popychała ją do oddania duszy diabłu za komnaty.
-Dobra, zgoda!-  krzyknęła.
Czarownica zaczęła szykować miksturę.
-Oko żaby, jad żmii, denaturat, Apap, Cola Light, Redbul, Czis z maca, zamieszać, zagotować, dodać curry i gotowe. Proszę, jeżeli kogoś tym popsikasz, albo dasz do wypicia to zamieni się w żabę i zrobi co zechcesz.
Kasia podziękowała i pojechała prosto na Wawel. Teraz już nikt nie mógł jej powstrzymać! Kiedy bardzo szybko postarała się o grono posłusznych poddanych na wzgórzu, postanowiła rozprawić się z wrednymi urzędniczkami. Jak można się domyślić nikt nie miał szans w starciu z miksturą wiedźmy Karoliny.
Szczęśliwa księżniczka Katarzyna przeniosła cały swój majątek do Zamku. Była tak rozpromieniona! Jej oczy błyszczały jakby miała gorączkę, albo wypiła ciut za dużo. W końcu tyle przestrzeni, miejsca na balety, przechadzające się jeże, buty i inne bibeloty. Tyle radości! Aby święcić swój triumf postanowiła zaprosić brata Ireneusza, który również podbijał w tym czasie Białystok, koleżanki ze studiów, znajomych, a także z grzeczności czarownicę Karolinę.
Impreza trwała w najlepsze, w Sali Senatorskiej można było słuchać hip hopu, w Sali Poselskiej zaś oglądać balet, natomiast w Salonie Wielkorządcy goście mogli raczyć się jadłem i napitkiem. Księżniczka Katarzyna delikatnie mówiąc poszalała z alkoholem. Bacardi, które wypiła szumiało w głowie. Tańczyła, śpiewała, skakała i rozkazywała żabom. Te pokornie wykonywały wszystkie rozkazy. Gdy już wypiła wszystko co miała na stole, przypomniała sobie, że w barku została jeszcze jedna butelka, jednak była tak pijana, że nie mogła iść po nią sama. Rozkazała więc żabie.
-Żabo, rozkazuję Ci iść po butelkę rumu. W barku będą dwie, weź tę czerwoną, nie zieloną! Pamiętaj, czerwona butelka!!
Żaba grzecznie poszła po trunek. Zapomniała jednak powiedzieć księżniczce, że jest daltonistką. Wzięła pierwszą lepszą z brzegu i zadowolona maszerowała do Kasi. Oj, biedna księżniczka, gdyby nie była na takim rauszu, zapewne zauważyłaby, że butelka nie jest czerwona, tylko zielona, a ciecz, którą pije to nie pyszne Bacardi tylko mikstura do zamieniania ludzi w żaby.
Po 10 sekundach Kasia zaczęła wesoło kumkać. Nikt nie widział, co się stało z naszą bohaterką. Gdy impreza się skończyła, a towarzystwo wytrzeźwiało wszyscy zaczęli szukać księżniczki. Jednak ta przepadła jak kamień w wodę. Kiedy Maciej biegał zrozpaczony po całym zamku Kasia machała zielonymi nóżkami, z czerwonymi szpilkami siedząc wesoło nad brzegiem Wisły. Było jej wszystko jedno. Cieszyła się jednak, bo na spokojnie mogła zajadać się mięskiem i czekoladą.  Koniec.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz